Krakowski Klub Golfowy 2002

Klub

No, to mamy naprawdę po sezonie…

Kilka stopni Celsjusza na plusie nie eliminuje możliwości gry, ale dość ją utrudnia. Choć dzisiaj na range’u w Tatfort w Toruniu ćwiczyłem z zapałem przy dwóch stopniach i padającym śniegu. Ze mną Michał, który oczywiście uderzał lepiej, a mnie szlak trafiał. A skoro przyszła już ta pora, to przyszedł i czas na dwa słowa o sezonie.

Na początek usprawiedliwię się ze swojej nieobecności na turniejach. Tak już to u mnie bywa, że praca dopada mnie bardzo intensywnie od połowy września do połowy czerwca. Czyli ciągle out of bounds.

Chociaż trafiło mi się… wziąłem udział w niezapowiadanym przez nikogo turnieju odbytym w święto Niepodległości, przy pięknej pogodzie i na luzie.

Spontaniczna inicjatywa kilkudziesięciu osób zaowocowała rozegraniem zawodów w atmosferze zabawy, ale i konkurencji (a jakże), z nagrodami, a właściwie z nagrodą, z którą zwycięzca musiał się podzielić z pozostałymi zawodnikami. Ha! Najważniejsza była atmosfera zabawy pojętej jako coś, co nieustannie powinno towarzyszyć nam, amatorom uprawiającym ten sport i zakręconych nim. Postuluję – więcej takich spontan-turniejów!

 

Wielu z Was już dziękowało Jackowi Matodze za wysiłek w przygotowanie turnieju Matchplay. I ja dołączam się do tych podziękowań, bo wysiłek włożony w tę imprezę był niemały, a skala rozgrywek, i czas jej trwania bardzo długi. Mamy – chyba wszyscy – nadzieję, że w przyszłym roku Jacek dalej nas w tych rozgrywkach poprowadzi, bo robi to znakomicie: delikatnie napomina spóźnionych i zachęca do walki zniechęconych. Miło słyszeć jego głos w słuchawce telefonu, kiedy tłumaczy ciebie, tak, c i e b i e który dzwonisz, z opóźnień turniejowych, zachęca do dalszej gry. Albo kiedy próbuje wypędzić z ciebie strach, przed dalszą walką. Bo STRACH towarzyszy każdemu z nas stającemu na Tee. Na pierwszym Tee w szczególności. Jacek, jak szaman wypędza z nas to dziadostwo.

Matchplay, gra jeden przeciw drugiemu, to gra nerwów. To nie tylko umiejętność swingu, czy mądrość taktyki, to także, a może przede wszystkim wojna z własnymi nerwami i nerwami przeciwnika. Tym większa chwała tym, którzy w tym roku zwyciężyli!

Temu STRACHOWI trzeba się baczniej przyjrzeć, bo – podejrzewam – to gad, pozbawiający grających swobody, przyjemności i jakiejś logiki gry, za którą chcą podążać w danym dniu. Zaburza graczom pobyt na polu, frustruje, robi złą krew, jak to drzewiej mówiono. Kto ma na to jakąś terapię, zna antidotum, niech się z nami, na tych łamach, podzieli.

Nie mieli go w nadmiarze ci, którzy stanęli na podeście. Szczęściarze! Znamy ich, mistrza i wicemistrzów Klubu 2014. Gratuluje im i niech dźwigają ten słodki ciężar pucharów do następnego sezonu.

Mam nadzieję (bo na to wygląda), że nasz Prezes ułożył na powrót dobre stosunki z właścicielem pola. Chwała mu za to. To dobrze wróży przyszłorocznym turniejom… oby tylko było ich jak najwięcej!

Tego z pewnością będziemy sobie życzyć na kolacji wigilijnej, która już niebawem…

 

Mikołaj Grabowski

Pliki cookies

Nasza strona internetowa wykorzystuje pliki cookies, m.in. do tego, aby wyświetlać dopasowaną ofertę, zapamiętać Twoją nazwę użytkownika oraz zbierać dane, dotyczące ruchu na stronie, które wykorzystujemy w celu jej dostosowywania do potrzeb użytkowników.

Brak zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na ich użycie i zapisanie w pamięci urządzenia.
Więcej informacji znajdziesz w naszej polityce prywatności lub na stronie dot. cookies